20 listopada 2012

Opowiadanie 4 / by Pauline ^^

Heeej ;***. Jest to pierwsze opowiadanie na blogu, które nie zostało "wymuszone", hehe :P. Następne będzie być może "mieszane", czyli opowiadane z perspektywy więcej niż jednej osoby :). One wychodzą mi... krótkie... Dzisiejsze będzie ostatnim z tych krótszych, bo spieszy mi się, a chcę coś w końcu wstawić.


Dzisiejsza noc była dla mnie koszmarem. Czułem się fatalnie, prawie w ogóle nie spałem. Pocieszała mnie jedynie myśl, że mam przyjaciół, którzy tak mnie wspierają. Chodziło mi głównie o Ninę. Wczoraj... powiedziała, że mnie kocha. Miałem wrażenie, że nic lepszego już nie może mnie spotkać.
Obudziłem się około godziny 8:30, wtedy też pozostali wychodzili już do szkoły. Nie zważając na to, że może się spóźnić, odwiedziła mnie Nina.
- Hej - powiedziała radośnie i podeszła do mnie.
Miałem coraz mniej siły, więc nic nie odpowiedziałem, tylko starałem się uśmiechnąć.
- Jak się czujesz? - zapytała.
Nie chciałem jej martwić, więc skałamałem, że lepiej, choć wydawało mi się, że było coraz gorzej.
- Nieźle - wykrztusiłem z siebie.
- To świetnie - odpowiedziała. Spojrzała na zegarek, a potem na mnie. - Muszę już iść - rzekła smutno.
- Szkoda, ale.. zobaczymy się jeszcze? - zapytałem słabo, ale z nadzieją.
- Nic mnie od tego nie powstrzyma - odparła i pocałowała mnie w policzek. Wstała, zmierzyła w kierunku drzwi. Jednak spojrzała na mnie jeszcze jeden raz i uśmiechnęła się, po chwili wyszła.
- Przepraszam Nino, nie chciałem cię okłamać. Po prostu nie chciałem cię martwić - pomyślałem.
Kilka godzin później przyszła do mnie Trudy, trzymając w ręku reklamówkę z lekami oraz termometr. Zmierzyła mi temperaturę. Gdy już skończyła, miała minę, jakby zobaczyła Śmierć*.
- Gwiazdko, gdzie ty się tak rozchorowałeś? - zapytała.
Nie byłem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Opiekunka dała mi leki i szybkim krokiem wyszła z mojego pokoju. Starałem się potem myśleć, co będzie dalej, ale.. już nie dałem rady. Moje powieki stały się ciężkie i po kilku minutach zapadłem w sen. Śniło mi się coś, czego nikt nigdy by się nie spodziewał... A mianowicie chodzi mi o kłótnię Niny i Amber. W śnie tym byłem prawie zdrowy, w salonie. Siedziałem między Eddie'm a Joy i obserwowałem, co się tam dzieje.
- Tak?! Więc idź sobie do swojego "wybawcy". Kosmetyczka pewnie jest jeszcze otwarta! - krzyknęła Nina.
- Hmm... Mam inną propozycję... Idź do swojego chłoptasia i wyżal mu się jak mamie! - odparła wściekła Amber.
- Jak ja mogłam się przyjaźnić z taką jędzą jak ty?? - zapytała moja dziewczyna.
- I wzajemnie. Nienawidzę cię! - krzyczała blondynka i wybiegła z Domu Anubisa, a za nią Alfie.
Nie wiem, co działo się dalej, bo... obudziłem się. Cały zdyszany i zaskoczony. Obok mnie była Nina. Lekko się uspokoiłem.
- Spokojnie. To tylko zły sen - powiedziała z uśmiechem.
Udało mi się wymusić zauważalny uśmiech.
- W porządku? - zapytała z troską.
- Tak... - odparłem. - Która godzina? - dodałem.
- 19:00 - odpowiedziała.
Wziąłem tylko głęboki oddech. Ciągle myślałem o tym śnie.
- Nie martw się. Już jest dobrze - rzekła i lekko mnie przytuliła. Ja ją także.
- Jak to dobrze, że cię mam - pomyślałem.
W pokoju znowu nastała ta niezręczna cisza, której tak oboje nienawidziliśmy.
- Więc... co robiłeś przez cały dzień? - spytała.
W tej chwili w mojej głowie narodziło się tysiące pytań. Czy powiedzieć jej o tym śnie? Czy przyznać, że czuję się coraz gorzej? Czy przyznać, że... myślałem o niej cały dzień? Głównie te pytania przechodziły przez mój umysł. Długo nie odpowiedziałem na pytanie Niny, dlatego zaczęła mi się przyglądać podejrzliwie, ale nadal z uśmiechem.
- Cały dzień... spałem - powiedziałem jej w końcu.
- O... to.. dobrze - uśmiechnęła się lekko.
W pokoju znowu nastała cisza.
- Fabian, ja... ja mam pytanie - odparła.
- Tak? - wykrztusiłem z siebie.
- Czy... czy ty coś ukrywasz? - spytała.
Wiedziełem, że czegoś się domyśli, ale nie tak szybko. Postanowiłem jej nie martwić.
- Nie, skąd ten pomysł? - skłamałem niepewnie.
- Pamiętaj, możesz mi powiedzieć wszystko - odparła.
- Nino, ja to wiem - powiedziałem w myślach.
- Gwiazdki, kolacja! - oznajmiła Trudy z jadalni.
- To... chyba na ciebie już czas - przyznałem smutno.
- Nie idę kolację. Nie mam apetytu - odparła.
- Musisz coś zjeść. Proszę, idź - wykrztusiłem.
- Ale... - próbowała coś powiedzieć.
- Zrób to dla mnie, dobrze? Proszę - poprosiłem.
- No dobrze... - rzekła niechętnie.
- Dzięki - odparłem z uśmiechem.
- Do zobaczenia - powiedziała. Wstała i "cmoknęła" mnie w usta. Uśmiechnęła się do mnie i wyszła.
Cały czas patrzałem na nią, aż do czasu, gdy wyszła.
- Kocham cię, Nino. Tak bardzo cię kocham - powiedziałem cicho do siebie.

Ok, to tyle. Do zobaczenia w kolejnej notce :)

8 komentarzy:

  1. Suuuuper opowiadanie.Hahahaha.Jeszcze mam telefon.;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ! Choć brzmi, jakby Fabian miał zaraz umrzeć ... Nie ? Prawda ??

    Czekam na next ... ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieeem xDDD. To ta choroba. Nie wiem, czy ma ona takie objawy, bo nigdy jej nie miałam. Tak sobie wymyśliłam i po raz pierwszy mam coś obmyślone (no, prawie), a nie "improwizowane" xP.

      Usuń
  3. Ale ... ale ... NIESAMOWITE!!! No po prostu słów mi zabrakło. Piszesz świetnie!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na next??

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarze : *
Może zaobserwujesz ?? :)

Obserwatorzy