1 listopada 2012

Rozdział 8 / Wiktoria ; DD

Cześc wam. Sorka ,że tak późno ,ale musiałam przygotowac jedzenie na Święto Zmarłych. I musiałam jeszcze posprzątac bo u mnie bedą goście. mówię o razu. Nie będzie mnie w domu od 16.00 do.... hmm sama nwm. to zależy od rodziców.
A i przepraszam cię Patrycjo ,że nie napisałam rozdziału wcześniej ,ale no cóż pewnie już sama wiesz czemu... Złamałam obietnicę, przepraszam.. Okej, teraz na poprawę humoru dodam ósmy rozdział .:D
Nice reading. !!
~ * ~ 
- W Stanach nie - sprostowałam z wymuszoną szczerością.
Zamilkł , zacisnąwszy usta.
Korzystając z chwili przerwy , wgryzłam się w bajgla , byliśmy bowiem w stołówce. W oczekiwaniu na kolejne spotkanie, lekcje mijały nadzwyczaj szybko - zaczęłam się już do tego nowego porządku dnia przyzwyczajac.
- Powinienem był ci pozwolic przyjechac dziś do szkoły autobusem - oznajmił Fabian ni stąd , ni zowąd
- Dlaczego?
- Po lunchu zabieram Alice i już nie wracam.
- Alice? Och - byłam zaskoczona i rozczarowana. - Nic nie szkodzi , przejdę się , nie mam znowu tak daleko.
Zdenerwował się nieco,że mam o nim takie mniemanie. - Nie mam zamiaru zmuszac cię do spaceru. Podstawimy dla ciebie samochód pod szkołę.
- Nie mam przy sobie kluczyków - westchnęłam. - Naprawdę, przejdę się, nie ma sprawy. - Żałowałam tylk ,że mieliśmy się już nie zobaczyc. Fabian pokręcił głową.
- Auto będzie stało pod szkołą z kluczykami w stacyjce. Chyba ,że się boisz , że ktoś go ukradnie. - Zaśmiał się na tę myśl.
- No dobra. - Wzruszyłam ramionami. Byłam niemal stuprocentowo pewna ,że kluczyki są w kieszeni dżinsów, które miałam na sobie w środę, te zaś leżą w pralni pod stosem brudów. Wyczuł ,że nie wierzę w powodzenie jego misji , i spojrzał na mnie z wyższością.
- A dokąd się wybieracie? - spytałam jak najspokojniej.
- Do sklepu - Spochmurniał. -Skoro mam byc z tobą w sobotę długo sam na sam , musze zachowac wszelkie środki ostrożności. Możesz jeszcze wszystko odwołac. - dodał niemal błagalnie.
 Spuściłam wzrok, bojąc się przekonującej siły jego oczu. Uporczywie odpędzałam od siebie myśl o tym ,że mogłabym się go bac, bez względu na to ,że to nie ma znaczenia.
- Nie. -szepnęłam, natrząc mu w twarz. - Nie mogę.
- Może i masz rację -mruknął ponuro. Miałam wrażenie ,że jego oczy zaczęły przybierac ciemniejszą barwę. Postanowiłam zmienic temat.
- O której się jutro spotkamy? -spytałam. Płakac mi się chciało na myśl ,że dopiero jutro.
- To zależy. Nie wolałabyś pospac trochę dłużej w weekend?
- Nie. -odpowiedziałam tak szybko ,że się nie uśmiechnął.
- W takim razie o tej co zawsze. Czy Victor będzie w domu?
- Nie. Idzie spotkac się ze Sweetem. -poinformowałam Fabiana uradowana.
Zareagował ostro.
- A co sobie pomyśli ,gdybyś nie wróciła?
- Nie mam pojęcia. -odparłam , nie tracąc rezonu. -Wie ,że planowałam duże pranie. Może stwierdzi ,że wpadłam do pralki.  Fabian rzucił mi gniewne spojrzenie. Odpowiedziałam mu tym samym. W jego wykonaniu robiło to znacznie większe wrażenie.
- Co będziecie kupywac? - odezwałam się ,gdy ju zyskałam pewnośc ,że przegrałam ten krótki pojedynek...
~ * ~
To był ósmy rozdział. :D Wyszedł mi troszkę długi, ale to nic nie szkodzi. :D Proszę o komciee :D
Pozdrawiam.

Your , Victoria :DD

1 komentarz:

Dziękuję za komentarze : *
Może zaobserwujesz ?? :)

Obserwatorzy